Jakiś czas temu znów naszło mnie na kołnierzyki. Chyba lubię je robić dla samego ich piękna, bo jeszcze ani razu nie założyłam :-)
Ale zawsze cieszą moje oczy.
To takie trzy zwyklaczki. Pierwszy podoba mi się bardzo, jest elegancki, ale bardziej tradycyjny.
Ten ciekawie wyglądał we wzorze, jednak po zrobieniu przestał mi się podobać, kwiatków nie da się sensownie uporządkować. Kołnierzyk wygląda troszkę jak psu z gardła wyjęty i na pewno drugiego takiego nie pokuszę się robić. No ale jest. Miał potencjał bycia ładnym, ale nie mam do niego serca, by każdy kwiatek krochmalić z przyszpilaniem. Został uprasowany i basta.
Ten robiłam cieniuteńką niteczką, bo chciałam, by był zwiewny. Dla zainteresowanych dodam, że to zwykła maszynowa nitka 120-stka, złożona we dwoje. Robienie tej cienizny to był hardkor, ale kołnierzyk ma swój urok i jest niesamowicie mięciutki, nawet po krochmaleniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz