Poprzednie trzy kołnierzyki, które pokazywałam, to były takie zwyklaczki, ale mam też kolejne dwa, które zasługują na osobny post i moje uwielbienie dla ich piękna i uroku.
Pierwszy, zrobiony z prawie stu kółeczek i siateczki, od dawna zajmował wysoką lokatę na mojej liście "chciejstw", ale nie miałam kiedy się do niego przybrać. Ale w końcu przyszła pora i na niego. I jest!
Cudny, niepowtarzalny i bardzo bardzo klimatyczny.
Jest po prostu piękny, no cóż tu dużo pisać...
Wbrew temu, co na początku pomyślałam patrząc na schemat, wcale nie jest trudny. Jedynie pracochłonny. Kołnierzyk robi się w poprzek, a nie w "okrążeniach" wokół szyi.
Każdy rządek to siateczka plus dwa kółka.
To drugi, na który chorowałam. Składa się z ośmiu osobnych pięciokątnych elementów, łączonych ze sobą jeden po drugim. Troszkę taki babciowy, stylizowany na starodawny, ale niewątpliwie urokliwy.
Piękne są te kołnierzyki ,takie delikatne.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
OdpowiedzUsuńBardzo piękne ;), osobiście nie lubię kołnierzyków od czasów podstawówki, ale u innych mi się podobają. Nie miałabym chyba cierpliwości na ich stworzenie :(.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń